No dobra, pora na koment odnośnie tego, co działo się w Krakowie podczas startu sezonu SuperEnduro 2019. Pewnie zastanawiacie się dlaczego nie wystąpiłem w finale, mimo tego iż brałem udział w treningach, które jak wiem z Waszych wiadomości wielu oglądało i jak niektórzy zauważyli, czasowo plasowałem się przecież dość wysoko. No niestety dawno żadne zawody nie sprawiły mi takiego zawodu jak miniony start sezonu SuperEnduro.
W finale nie wystartowałem, ponieważ… się nie zakwalifikowałem, a ten trening, który widzieliście, to była taka formalność. Wiecie, gdyby komuś coś na tym etapie nie wyszło (jakiś defekt sprzętu, gleba czy coś), wówczas wskakuje rider z listy rezerwowej. I na tym można byłoby zakończyć, jednak ze względu na nie do końca przejrzyste dla mnie, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenia niesprawiedliwe, nowe przepisy mistrzostw, trochę ciężko przejść obok tego obojętnie.
Niezbyt sportowe wydaje się określenie awansu do finałów nie na podstawie czasówek na tle całej stawki, a jedynie na podstawie pozycji w danej grupie A lub B, z której awans zapewnia sobie 5 osób. To nowość, tym bardziej, że rok temu to właśnie czasy decydowały o awansie (w Krakowie z grupy A przeszła szóstka, z grupy B czwórka – 10 najszybszych czasów). Co więcej w regulaminie pisemnym FIM wciąż widnieje zapis mówiący o 10 zawodnikach z najlepszymi czasami. Tegoroczne zmiany przedstawione na briefiengu poskutkowały tym, że do finałów mogły wjechać osoby z gorszymi czasami, a my m.in. z Davidem Cyprianem, który finalnie pokazał, że w Krakowie jego jazda mogła dać podium, musieliśmy walczyć w wyścigu ostatniej szansy, z którego jedynie dwójka zapewniała sobie wjazd do finału. Mi nie wyszło – byłem trzeci… Ta pozycja to najgorsze co mogło się stać, bo zapewniła mi pierwsze miejsce na liście rezerwowej, a z niej szanse na start były mizerne.
Generalnie nie należę do osób, które się żalą i szukają dziury w całym, a nie w sobie i wiem, że lekarstwem na tę sytuację było jechać jeszcze szybciej, żeby sprostać tym dziwnym przepisom, no ale niestety nie wyszło. To jednak bardzo przykre uczucie wiedzieć, że czas, który się wykręciło w swoich kwalifikacjach na tle całej 30-tki dałby awans do finału, a mimo to się tam nie znalazło…
No nic. Niby mówi się trudno i żyje się dalej, ale rozgoryczenie pozostaje – tym bardziej, że tutaj walka toczyła się o start przed Wami, przed własną publicznością, z czego jest mi najbardziej przykro. Początkowo po wszystkim byłem bardzo zdemotywowany, ale powoli godzę się z tym że wyszło jak wyszło, trenuję dalej i chciałbym pojechać do Niemiec, żeby tam zawalczyć.
Dzięki wszystkim, którzy byli ze mną w Krakowie za wsparcie oraz wszystkim tym, którzy po wszystkim pisali do mnie wiadomości prywatne. Naprawdę dzięki.
fot. Łukasz Kręcichwost / http://www.HIOKTANOWY.com
Oskar#6