I runda HEGS 2021 za mną!

W końcu, po naprawdę długim czasie oczekiwania udało mi się wystartować w Mistrzostwach Niemiec Hard Enduro, w skrócie HEGS. Już od dawna ten cykl mocno mnie interesował i dlatego wskoczył na listę moich głównych celów w sezonie 2020, które przez COVID-19 musiały zostać przełożone na 2021. I tak oto 27 czerwca wystartowałem w Crimmitschau, gdzie zająłem 6 miejsce w klasie PRO. Poniżej, race raport!

Zawody stanowiące pierwszą rundę serii 2021 były podzielone na 3 fazy i odbyły się na terenie żwirowni. Twardych sekcji, więc nie brakowało, ale organizatorzy zadbali także o dobre próby w okolicznym lesie. Wracając do formuły. Czekały nas starty w prologu, kwalifikacjach i finale. Start w prologu, który stanowiła krótka, dość szybka pętla o charakterze klasycznego enduro, dawał możliwość wyboru linii w wyścigu kwalifikacyjnym. Tę część zmagań podsumowałem 9 miejscem w stawce i zapewniłem sobie start z pierwszej linii.


KWALIFIKCAJE
Kwalifikacje były swoistym przedsmakiem finału. 90-minutowy wyścig prowadziłpo trasie finałowej (pętla), z której wyłączone były te bardziej ekstremalne sekcje. Start przyjął formę startu ze zgaszonych motocykli, które trzymaliśmy za tylny błotnik. Przebiegł on dla mnie pomyślnie i mogłem ruszyć do walki. Jeśli mowa o przeszkodach, to czekały na nas raczej klasyczne utrudnienia Hard Enduro, a więc podjazdy, jakieś tam półki skalne, sekcja super enduro. Ogólnie kwalifikacje jechało mi się bardzo dobrze. Trasa była w miarę wymagająca, ale raczej nic mnie nie zaskoczyło. Trzeba było jednak być maksymalnie skupionym, bo o błąd nie było trudno. Ostatecznie zająłem miejsce 3, co mega pozytywnie nastawiło mnie przed finałem.

ŻAR LEJĄCY SIĘ Z NIEBA…
Zanim wyruszyliśmy do walki na trasie finałowej, na którą wprowadzono nowe, bardziej wymagające sekcje, to musieliśmy stoczyć jeszcze jedną bitwę. W trakcie oczekiwania na start, słońce dawało się naprawdę mocno we znaki i skutecznie wypompowywało z nas energię. Grzało do tego stopnia, że organizatorzy skrócili wyścig finałowy z 90 do 60 minut. Oczekiwanie w tym słońcu przełożyło się to niekorzystnie na mój start. Nie ukrywam, że trochę przyspałem, miałem zwolnioną reakcję i ten błąd niestety potem ciągnął się za mną przez cały wyścig. Zostając w tyle za czołówką musiałem się nieźle nagimnastykować, żeby do nich dojechać. Po drodze łapałem więc sporo zatorów na podjazdach, tworzonych przez słabszych zawodników. Był tłok, przepychanki… Dużo kombinowałem, jakby tutaj się przebić, ale problem stanowił brak miejsca i linii przejazdu. Po długich próbach w końcu udało mi się przebić i zostawić to towarzystwo za sobą, co pozwoliło mi zbliżyć się do czoła.

Od tego momentu jazda przebiegała zdecydowanie płynniej. Mając przed sobą tylko kilku zawodników z TOP5 bez problemu mogłem wybierać linie i podjazdy, które na pierwszym kole musiałem rzeźbić po trawersach ze względu na tłok. Teraz wyjeżdżałem od strzała. Niestety radość nie trwała długo, bo zaczęło się dublowanie i zatory powróciły. Do tego ten kurz na etapach w żwirowni… Po przejechaniu go przez kilkuset zawodników zmienił się on dosłownie w puder i skutecznie zabijał widoczność.

Finalnie do mety dojechałem bez większych komplikacji i zająłem 6 miejsce, co ze względu na mój numer startowy #6, uznaję za dobry znak na przyszłość. Same zawody na duży plus pod względem organizacji, przygotowanej trasy i konkurencji, która była naprawdę wysoka. Start w Heaven or Hell Xtreme Enduro dał mi dużo radości no i pozwolił pokazać, gdzie jestem względem rywali. Był to prawdę mówiąc dopiero pierwszy mój start w tym sezonie i pierwszy po-pandemicznym w imprezie międzynarodowej. Ogromnie mi tego brakowało! Widzę też, że treningi nie poszły w las, a przygotowanie mojego GASGAS jest perfekcyjne.

Z niecierpliwością będę teraz wyczekiwał na informację o drugiej rundzie HEGS. Wieść o starcie tej pierwszej przyszło totalnie znienacka, dosłownie kilka dni przed, także przygotowanie się do wyjazdu w tak krótkim czasie stanowiło nie lada wyzwanie, ale… udało się. Mam nadzieję, że następnym razem będzie podobnie!

Zanim jednak do tego dojdzie, to przede mną inne, jeszcze bardziej wymagające wyzwanie. Co takiego? 1 runda Mistrzostw Świata FIM Hard Enduro, jaką będzie start we włoskim Abestone Hard Enduro (10 lipca). Tak więc nie zwalniam w treningach, bo szykuje się naprawdę HARD!
PS. A kto nie wiem, to muszę dodać, że w Niemczech wystartował mój tata Przemek Kaczmarczyk i… skopał sporo tyłków w klasie SENIOR! Po całym dniu zmagań papa zajął drugie miejsce i wrócił do domu z pucharem! Także wielkie gratulacje dla Niego i nie ukrywam, że będą w jego wieku (czyli obecnie jakieś 102 lata 😃 ), chciałbym reprezentować podobną formę!

Oskar#6

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s