Jestem rozgoryczony i naprawdę zły na siebie… Tegoroczny Red Bull 111 Megawatt z pewnością zapamiętam jako jeden z najmniej udanych w karierze. I wcale nie z powodu problemów na trasie, bo przyznam, że jechało mi się doskonale. Ostatnie tygodnie przygotowań zrobiły swoje. Kondycja, technika, prędkość – to wszystko było – zarówno w sobotę, jak i w niedzielę. Sprzęt spisywał się rewelacyjnie, ale w ferworze walki przegapiłem zjazd na sekcję finałową (totalnie go nie zauważyłem, poza tym sądziłem, że będą nas na ten odcinek jakoś w widoczny sposób „ściągać”) i wjechałem na czwarte okrążenie. I to był mój koniec…
Przy motocrossie zorientowałem się, że coś jest nie tak i uświadomiłem sobie, że jadę czwartą pętlę. Powrót zajął mi swoje i zamiast dojechać w okolicach 15-20 miejsca, w granicach którego plasowałem się przez cały wyścig, finalnie dojechałem jako 34… To boli, ale daje też cenną lekcją na przyszłość…
Gratuluję wszystkim, którzy ukończyli tegoroczny Megawatt, a szczególnie mojemu tacie Przemkowi Kaczmarczykowi, który był 42. Pokazałeś tato, że pary Ci nie brakuje!
Jednocześnie chciałem wszystkim serdecznie podziękować za słowa wsparcia, zarówno te przed wyścigiem, jak i po. Dziękuję także mojemu teamowi, który jak zwykle odwalił kawał dobrej roboty.
Oskar#6
–
fot. Łukasz Kręcichwost