O eliminacjach Mistrzostw Polski SuperEnduro 2018 w Ogrodnikach na północy, które odbyły się w ten weekend, mogę powiedzieć jako o nowości w mojej karierze. Po raz pierwszy miałem do czynienia z tym torem, który nie będę ukrywał, przypadł mi do gustu. Był szybki, w mocno motocrossowym stylu, ale jeżdżąc po nim czułem pewnego rodzaju flow. Pozytywne nastawienie do trasy po treningach, w sobotę zaowocowało wykręceniem najszybszej czasówki w kwalifikacjach, co dodatkowo podniosło mnie na duchu.

Walkę w finałach rozpocząłem dobrze. Po wystartowaniu maszyny startowej udało mi się wskoczyć na prowadzenie i utrzymywać tam przez kilka ładnych chwil. Później dojechał mnie Emil i od tej pory goniłem nowego lidera. Niezmiennie jednak utrzymywałem wysokie tempo i raczej nie popełniałem błędów, co dało mi drugi wynik na mecie.

W biegu drugim przyspałem trochę na starcie i tym razem do walki przystąpiłem z ostatniej pozycji, ale po niemałym nagimnastykowaniu się, w końcu objechałem Grześka i wskoczyłem ponownie na dwójkę, której nie oddałem już do finiszu. Plan na wynik 3x 2 niestety musiał zostać przeze mnie skorygowany, bo na sekcji z kłodami, którą do tej pory latałem w całości oszczędzając przy tym sporo czasu, teraz coś poszło nie tak… Nie doleciałem, przednie koło nie przejechało przez ostatnią kłodę, a się przed nią zaklinowało. Zaliczyłem więc ekspresową katapultę z motocykla, a że na ogonie miałem Grześka, to wpadłem centralnie pod jego koła przez co oberwałem jeszcze mocniej. Do Grześka nie mam żadnych pretensji. Wszystko działo się tak szybko i byliśmy tak blisko siebie, że po prostu nawet nie miał czasu na reakcję.

Oberwałem porządnie, ale na szczęście po za mocnymi stłuczeniami, nic we mnie nie pękło. Najmocniej ucierpiała chyba noga, która jeszcze w styczniu była operowana i miała problemy z zabliźnieniem rany. Dostałem centralnie w bliznę, co poskutkowało nowym obrzękiem i opuchlizną. Nadgarstek też bolał. Nie chciałem jednak rezygnować ze startu i wieczorem mówiłem sobie, że w niedzielę pojadę. Wszystko miało się jednak okazać o poranku, bo przez noc, wszystko mogło się stać i mogłem obudzić się z większym problemem. Na szczęście rano udało się wstać, pozbierać, dzięki czemu podjąłem rękawicę.

Drugi dzień podsumowałbym jako spokojniejszy. W sobotę zająłem drugie miejsce z wynikiem 2-2-3, zaś w niedzielę drugie miejsce na pudle dał mi wynik 3-2-2. A dlaczego spokojniejszy? Sekcji, która mnie poturbowała już nie skakałem. Złapałem blokadę i skupiałem się na tym, by trzymać bezpieczną przewagę nad tym, kto pojedzie za mną i konsekwentnie, bez popełniania błędów dojechać na swojej pozycji.

Same zawody oceniam jednak jako świetne. Organizatorzy w ich przygotowanie włożyli widać sporo wysiłku. Na plus, poza atmosferą, fajną trasą, zasługuje także przeprowadzenie ułożenie harmonogramu i jego realizacja bez opóźnień.
Teraz przed nami już tylko finał. Kiedy? 22 września. Gdzie? Póki organizator i miejsce – nieznane. Oby więc się szybko znalazł. A po drodze rzecz jasna Red Bull 111 Megawatt!
Oskar#6