Minioną niedzielę spędziłem w Skyszowie na batalii w Extreme Cross-Country (klasa Expert)! Mówiąc krótko – to był kawał dobrych zawodów!
Zmagania zaczęły się w niekonwencjonalny sposób, który do tej pory kojarzyłem głównie z Hixpanią Hard Enduro. Nie stratowaliśmy z motocykli, a z „buta”, zbiegając ze stromego zbocza, do oddalonych o kilkadziesiąt metrów maszyn. Do swojej „czerwonej strzały” GASGAS dobiegłem w miarę szybko. Wystartowałem sprawie, jako drugi, ale już przy pierwszym zakręcie objąłem prowadzenie i rozpocząłem budowanie przewagi. Utraciłem ją jednak na stromym podjeździe, który należało pokonać po konkretnie wyznaczonej taśmami ścieżce. Próbując kilkukrotnie, dojechało mnie paru zawodników, którzy z czasem zaczęli uciekać mi innym śladem. Straciłem w ten sposób około 10 pozycji i musiałem mocno nadrabiać. Ale się udało. Po kilkunastu minutach znowu byłem na prowadzeniu i już starałem się nie popełniać błędów z pierwszego okrążenia. Eliminując te lekkie potknięcia mknąłem już bezpośrednio do mety, którą ostatecznie przekroczyłem jako pierwszy.

Co do samej trasy, to była wprost genialna. Ludzie z Enduro Mszany włożyli mnóstwo wysiłku oraz serducha w jej przygotowanie i pokazali, jak fenomenalnie można zagospodarować tereny hałdy. Mieliśmy świetną sekcję superenduro z przejazdem po samochodach włącznie, ścieżkę naszpikowaną głazami, serię naprawdę wymagających podjazdów (czasami bardzo sypkich) – no po prostu ekstremalna bajka! Za to wszystko niski ukłon w stronę organizatorów.
Tak więc Extreme Cross-Country podsumowuję na duży plus. Zdobycie pierwszego miejsca i zajęcie najwyższego schodka podium w tej imprezie, smakowało wybornie! Dziękuję rywalom za dobre ściganie i rywalizację, a wszystkim kibicom, za fajny doping. Nie mógłbym też nie podziękować mojej Jolci, która była tam ze mną i wspierała całym sercem.

Oskar#6